poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdzial trzeci: To wiezienie w ktorym umieraja pacjenci, ale nie sami. Pomagamy im w tym.

     David nie wiedzial czy ma mowic, cala pewnosc siebie uszla z niego, kiedy prawie przylapal ich lekarz dyzurujacy. Razem z Gotze musieli wyjsc z pokoju zlego jak osa Hummelsa, ktory dostal swoje leki i poszedl spac. Sanitariusz wlasnie mial jechac do domu, dlatego wyszedl w tym samym czasie z pilkarzem niemieckiej druzyny. Sam blondyn postanowil wrocic tu jutro i dokonczyc rozmowe, ktora nie chcial prowadzic bez udzialu swojego przyjaciela.
- Powiedz mi tylko czy jest tu bezpieczny?
- Mats? Na ta chwile tak, jego leczenie idzie dobrze i nie dlugo wypuszcza go stad, a karte przeniosa do jego lekarza rodzinnego. Nie zagraza mu zadne niebezpieczenstwo, poki gora nie dowie sie, ze wie prawie wszystko o nich.
- Na razie to nic nie wie.- powiedzial zachmurzony, wiedzac, ze dzisiaj nie wroci do Monachium, a pojedzie do swojego przyjaciela- Marco. 
- Ale bedzie wiedzial, a od tej pory bedzie zupelnie inaczej patrzyl na psychiatrow, ktorzy szybko moga dowiedziec sie ze cos jest nie tak. Chyba ze Mats umie doskonale grac.
- O to sie nie martw, to ma opanowane do perfekcji.- chociaz nie wiedzial czy tak jest na prawde, chcial uspokoic samego siebie, ze jego przyjacielowi sie nic nie stanie. 
- Ty tez mozesz byc w niebezpieczenstwie, tez bedziesz wiedzial za duzo, to bedzie dla nich nie wygodne. 
- Mi nic nie moga zrobic.
- Uwierz, ze moga wiecej, niz Ci sie wydaje.- westchnal, poklepal go po plecach i udal sie do swojego auta. Niemiec stal jeszcze przez chwile w tym samym miejscu, ale opanowal sie przed checia wrocenia sie i zabrania stamtad Matsa. Zrobil to samo co przed momentem David i jechal do domu Marco, chociaz nie uprzedzil go o swojej wizycie. Musial z nim porozmawiac, nie tyle co o Matsie, ale o swoich sprawach osobistych. 
     Dojechal w niecale dwadziescia minut i widzial, ze ktos jest u swojego kumpla. Bal sie, ze bedzie musial pojechac do innego z chlopakow i poczekac z rozmowa, ktora bardzo go dreczyla. 
     Zapukal do drzwi, ktore otworzyl mu rozesmiany Marco, ktory gdy tylko go zobaczyl rzucil sie na niego i zaczal sciskac.
- Moj Mario przyjechal! Moje kochanie przyjachalo!- krzyczal jak opetany, a blondyn smial sie, probujac go z siebie sciagnac, ale wyszlo tylko to, ze turlali sie po ogrodku jak banda dzieciakow, rozesmiani od ucha do ucha. W drzwiach stanal Kuba Blaszczykowski z swoja zona i corka. Sam nie opanowal emocji i dolaczyl sie do nich, przez co wygladali nadzwyczaj zabawnie. 
- Przyjechales do mnie!- krzyczal dalej szczesliwy Reus.
- Tak, do ciebie.- smial sie drugi z przyjaciol, w koncu nie widzieli sie prawie dwa tygodnie. Niby to malo, z Ann nie widywal sie po miesiac, a nie witali sie tak jak on z Marco. Moze dlatego, ze chlopak jest dla niego jak brat, nawet wiecej niz brat, a Ann to tylko dziewczyna. No wlasnie, tylko dziewczyna? O tym wlasnie miedzy innymi chcial pogadac z Reusem. 
     Po dziesieciu minutach witania, weszli do srodka i zasiedli w salonie. Niestety Kuba z rodzina musieli juz jechac, poniewaz mala Oliwia chciala koniecznie spac. Umowili sie, ze pojada jutro razem do Matsa. Kuba byl jedna z osob, ktora mysli rozsadnie i moze pomoc im w tej skomplikowanej sprawie. Jak na razie nie chcial mieszac w to Marco, wiec postanowil nic mu o tym nie mowic, a sam chlopak nie mogl odwiedzic kolegi, poniewaz ma wazna wizyte u swojego lekarza. 
- A teraz mow co cie do mnie sprowadza.- rzucil mu puszke piwa, a sam rozsiadl sie na kanapie na przeciwko fotela, w ktorym siedzial jego przyjaciel. 
- Sprawy wazne i nie podlegajace czekaniu.
- No wiec mow, a ja postaram Ci sie pomoc, chociaz nie obiecuje ze bede umial. 
- No okej.- pociagnal dlugi lyk trunku na rozluznienie, oczywiscie pamietajac o umiarze, w koncu musial jutro z samego rana pojechac po Blaszczykowskiego i do szpitala.- Od jakiegos czasu nie uklada mi sie z Ann.
- ZERWIJ Z NIA!- krzyknal ucieszony Niemiec, prawie wylewajac swoje piwo.
- Od jakiegos czasu nam sie nie uklada- zignorowal go.
- A wiec z nia zerwij.
- Czy mozesz mnie posluchac do konca?!- oburzyl sie i spojrzal na niego spod byka, co rozbawilo mlodego pomocnika. Machnal reka ignorujac miny jakie stroil "jego Mario". 
- Nie lubie szmaty, to dlatego. W sumie nikt jej nie lubi, sadze nawet, ze i Ty jej nie lubisz. 
- Ja ja kocham.
- Oszukujesz samego siebie, ale mow dalej kochany. 
- No i co mam zrobic, zeby bylo lepiej miedzy mna a nia? Bo chce z nia stworzyc dobry zwiazek, ale klocimy sie bez przerwy, ona nie akceptuje moich wyborow, twierdzi ze nie mam dla niej czasu, a sama woli pojsc na zakupy z kolezankami zamiast spedzic ten czas ze mna. 
- Ja nie powiem Ci o niej nic dobrego, najlepszym rozwiazaniem byloby zakonczenie tego zalosnego pseudo zwiazku i mialbys spokoj, znalazlbys sobie kogos o wiele lepszego. 
- Zawsze wiedzialem ze moge na Tobie polegac.- mruknal i niezadowolony spogladal na swoj telefon, gdzie widnial numer do Ann. Chcial do niej zadzwonic i poinformowac o tym ze zostal w Dortmundzie, ale nie widzial czy jest sens w tlumaczeniu sie ze swojej nieobecnosci, skoro ona nie robi tego samego. 
- Ty w ogole wiesz co to milosc?
- Co to za glupie pytania?- zmarszczyl brwi, nie rozumiejac co Marco chce przez to powiedziec. 
- Milosc jest jak tama. Jesli pozwolisz, aby przez szczeline saczyla sie struzka wody, to w koncu rozsadza ona mury i nadchodzi taka chwila, w ktorej nie zdolasz opanowac zywiolu. A kiedy mury runa, milosc zawladnie wszystkim. I nie ma wtedy sensu zastanawiac sie, co jest mozliwe a co nie, i czy zdolamy zatrzymac przy sobie ukochana osobe. Kochac to tracic panowanie nad samym soba. Straciles panowanie nad samym soba?
     Gotze chwile musial zastanowic sie, nad odpowiedzia. Wiedzial, ze nikt zbytnio nie przepadal za Ann, ale w tym momencie Marco byl bardzo powazny. Chcial jak najlepiej dla swojego przyjaciela, nawet jesli to najlepiej mialoby byc z Ann u boku. 
- Nie.
- No to masz odpowiedz.- wrocil stary Reus i dalej pil piwo, patrzac sie w ekran telewizora, gdzie Liverpool ogrywal Chelsea dwoma golami. 
- Zerwac?
- Sam sobie odpowiedz na to pytanie, a ja pojde po jedzenie.

     Rano Reus dal ubrania mlodemu pilkarzowi, nakarmil i pozwolil jechac. Pomogl mu podjac wazna decyzyje w jego zyciu, wiec byl o niego spokojny. Sam wyszykowal sie do lekarza i wsiadl do auta, jadac pod umowiony adres.
     Mario byl juz z Kuba na miejscu. Ten drugi nie czul sie tak pewnie jak jego mlodszy kolega, poniewaz jeszcze tutaj nie byl. Strach przeszywal go, kiedy widzial innych pacjentow. Zamiast pojsc tam gdzie odwiedzaja innych pacjentow, to poszli na pokoje. 
     Hummels stal juz przed swoim wraz z Davidem. 
- Musze jeszcze zajzec do Natalii, miala atak w nocy. Dam jej zastrzyk i wracam.
- No dobra.- westchnal blondyn, przypominajac sobie o istnieniu malutkiej istotki z morskimi oczami.- A co z nia?
- Zachowuje sie jakos dziwnie, niby nie ma objawow wechowych i smakowych, ale za to omamy wzrokowe sie nasilily, boli ja glowa, placze, nie chce otwierac oczu. Wykancza sie.
- Moge do niej zajrzec?
- No nie wiem...
- Tylko raz.
- No dobra, ale badz cicho, zeby jej nie wystraszyc. 
     Zostawil Kube i Matsa, ktorzy przytulali sie i smiali wesolo, bo w koncu sie spotkali, po dlugiej rozlace. Mario szedl za Davidem do pokoju. Kiedy sanitariusz otworzyl drzwi, dziewczyna lezala na lozku, patrzac w sufit. Miala motylka na dloni, przez co wygadala na malutkie dziecko. 
- Usiadz tak zeby Cie latwo zobaczyla.- powiedzial mu David, a sam zabral sie za zmienianie motylka. Gotze patrzyl sie na jej delikatna twarz, ktora skrzywiala sie z bolu, kiedy chlopak robil cokolwiek z jej reka.- Mow do niej.- podpowiedzial mu cicho.
- Hmm, czesc Natalia. Pamietasz mnie?- spytal po chwili, czulym glosem. Ta nie zwrocila na niego uwagi, ale nie dawal za wygrana. Delikatnie dotkanal jej dloni, kiedy sanitariusz wkuwal sie w jej dobrze widoczna zyle. Dziewczyna pisnela cicho, co zdziwilo czarnowlosego.- Co?
     Ten jednak go zignorowal i nachylil sie nad nia, patrzac na oczy. 
- Nie dali jej lekow i czuje, nie zachowuje sie jak... cholera.- pilkarz patrzyl, jak ten odlacza gwaltownie kroplowke.- Mow do niej, ja musze pobrac jej krew, wkluc sie gdzie indziej, zeby mysleli ze dostala lek, dam jej mniejsza dawke neurolitykow, chyba odzyskuje zmysly.- usmiechal sie caly czas, jakby cieszyla sie tym. To wcale nie byl powod do smiechu, wiedzial rowniez ze blondynka widziala zbyt duzo, zeby stad kiedykolwiek wyjsc, nawet jesli jakims cudem wyzdrowieje, chociaz wtedy szpital uzyskalby reforme najlepszego na swiecie, a dziewczyna bylaby przykladem osmego cudu swiata i uzdrowienia. 
- Zaraz... czego ona ma czerwone oczy jak po narkotykach?
- Dowiesz sie w pokoju Matsa, nie przeszkadzaj mi, opowiadaj jej cos, lubi Barcelone. Mow o niej zeby sie rozluznila bo nie chce zeby krzyczala.
     Mario zdeozrientowany spojrzal na wystraszona twarz dziewczyny. Patrzyla sie w punkt za nim, chociaz nie chcial pytac co za nim jest i co widzi, to czul ze to cos strasznego, ze ona na to tak reaguje.
- Czemu placzesz?- spytal cicho, delikatnie jezdzac palcem po jej dloni.
- Boje sie.
- Tego co jest za mna?- pokrecila przeczaco glowa, co zdziwilo pilkarza- a czego sie boisz?
- Tego co przed chwila weszlo pod lozko.
     Mimo ze wiedzial, ze dziewczyna to schizofreniczka, to ciarki przeszly mu po plecach i polknal glosno sline. 
- Sprawdze i zobaczysz, ze tam nic nie ma.- wysilil sie na szczery usmiech. Rozejrzal sie pod lozkiem i jak byl przekonany, nic tak nie znalazl.- Nic tam nie ma, nie musisz sie bac Natalia. 
- Wiem ze tam nic nie ma.
- To czemu sie boisz?
- Bo balam Ci sie powiedziec, ze to caly czas siedzi Ci na plecach.
     Spojrzal sie na Davida wielkimi oczami, a ten jedynie wzruszyl ramionami.
- To choroba.- przypomnial mu. 
- Ty tylko to widzisz, tego na prawde nie ma.
     Nagle zaczela szybciej oddychac, a po jej policzkach zewnie splywaly lzy. Miotala sie, przez co Davidowi przelamala sie igla i kawalek zostal w zyle dziewczyny.
- Pomoz mi.- rzucil do Mario- przytrzymaj ja, musze wyjac jej igle. Uspokajaj ja i caly czas do niej mow.
     Gotze nachylil sie nad nia i trzymal ja za nadgarstek i ramie. 
- Cicho, juz, spokojnie, nic sie nie dzieje, jestes bezpieczna.- mowil uspokajajacym glosem, a ona mimo to szarpala sie na wszystkie strony placzac i wydajac z siebie zduszony pisk. Nie mogla zlapac oddechu.- Daj jej cos od uspokojenia.
- Nie moge, trzymaj ja bo nie moge wyjac igly.- krew splywala bo jej rece, a ona jakby tego nie czujac, w przyplywie adrenaliny prawie wyszarpala sie pilkarzowi.- Cholera, zaraz sie wykrwawi.
- Natalia uspokoj sie, jestem przy Tobie, nic Ci sie nie stanie, ej spokojnie, pozwol sobie pomoc. Lez spokojnie, nikt nie zrobi Ci krzywdy, wszystko bedzie dobrze, przy mnie jestes bezpieczna.- mowil caly czas, a ona spojrzala mu w oczy i o dziwo uspokoila sie, chociaz caly czas plakala i oddychala bardzo ciezko. Kiedy David pracowal przy rece, caly czas trzymal ja za nadgarstek, a druga oderwal od barku i odgarnal kosmyk loczkow z jej czola. Patrzyla sie na niego ostroznie i powoli odzyskiwala normalny oddech.- Nie denerwujemy sie juz, tak? Nie wolno sie denerwowac.
- Wyjalem, zajmij ja czyms a ja pojde po opatrunki. Jakby ktos przyszedl to powiedz, ze jestes tutaj ze mna.- powiedzial sanitariusz i wybiegl po opatrunek, aby zatamowac krew. Dziewczyna stawala sie coraz bledsza, osiagnela chyba bladosc wieksza od kartki papieru. Widoczne byly wszystkie zylki na rekach i kilka na czole i policzku. 
- Nie denerwuj sie juz, jestem przy tobie i nic nie zrobi ci krzywdy malenka, opanuj sie. Sliczne dziewczynki sie nie denerwuja.- usmiechnal sie do niej delikatnie, a ona juz oddychala miarowo. David przyszedl po dwoch minutach i zaczal dzialac przy rece dziewczyny. Krzywila sie co chwile z bolu, ktory dopiero co zaczela odczuwac. 
- Nie wiem jak ty to robisz, ale w nocy musielismy dac jej spora dawke leku zeby uspokoila sie w dwie godziny, a tobie udalo sie ja uspokoic w dwie minuty. Brawo stary.- poklepal go po plecach i spojrzal na nia.- Nie rob mi wiecej takiego stracha, ja nie zrobie ci krzywdy, pomoge ci. 
- Boje sie ich.- szepnela. patrzac prosto na Davida.
- Ja tez, ale nie martw sie, nie zrobia ci krzywdy. Juz moja w tym glowa. A teraz spij, przyjde do ciebie zanim pojade do domu i przyniose ci jedzenie, jesli nie chcesz dzisiaj wychodzic z pokoju. A moze narysowalabys cos? Podac ci olowek i blok?
- Nie. Jestem zmeczona.
- To usnij malenka. 
- Boje sie.
- Nic ci sie nie stanie, mozesz mi zaufac.- usmiechnal sie do niej, a Mario przypatrywal sie mu w zastanowieniu, o kim mowila dziewczyna. Moze mowila o swoich omamach, a David podszedl ja psychologicznie i chcial pokazac jej, ze ma wsparcie. Moze i nie prawdziwe z jego strony, ale grunt zeby ona w to uwierzyla. Dziewczyna spojrzala jeszcze na Gotze, a ten rowniez usmiechnal sie do niej czule.
- Mamy zostac dopoki nie zasniesz?- kontynuowal sanitariusz, przysuwajac sobie krzeslo.Ona pokiwala niesmialo glowa.- Dobrze, zostaniemy. 
     Mario z powrotem usiadl na lozku dziewczyny, nieswiadomie jezdzac palcem po jej dloni. Mozliwe ze to wlasnie ja najbardziej uspokajalo. Zamknela oczy, a po pieciu minutach spokojnie oddychala. 
- Widzisz, ona ma takie ataki ze nie mozemy ich opanowac. Polubila cie, odwiedzaj ja czesciej.- szepnal David i wstal z krzesla. Pilkarz jeszcze spojrzal na nia, poprawil jej koldre i odgarnal wlosy z czola, a nastepnie wstal i niechetnie wyszedl razem z czarnowlosym chlopakiem. 

     - Co wam tak dlugo zajelo, myslelismy ze juz zrobiles cos mojemu kumplowi i zaatakujesz Kubusia, mial juz uciekac przez okno. Wygryzlby te kraty i wcale nie przesadzam, bo tak wygladales.- mowil do nich i do Blaszczykowskiego. Polak zrobil mine obrazonego dziecka i odwrocil sie plecami do Hummelsa. 
- Natalia miala atak i akurat jak przyszlismy, szarpala sie i igla zostala jej w rece, musialem jakos zadzialac zanim sie wykrwawi i Mario dobrze ja uspokoil, na prawde. Musisz czesciej do niej przychodzic, przy tobie robi sie spokojniejsza.
- No dobra, potem o tym pogadamy, a teraz mow to co miales powiedziec.- Gotze usiadl przy drzwiach, dla ostroznosci, Hummels wyciagnal reke po urzadzenie, a Blaszyczkowski wybral parapet. Sanitariusz usiadl obok krzesla, o dziwo nie na nim, a na podlodze. 
- Ale sluchajcie do konca, pytania beda pozniej. I nie mieszajcie w to nikogo, okej? Ta wiedza jest niebezpieczna, od dzisiaj wy i wasze rodziny jestescie w niebezpieczenstwie, nie mniejszym w jakim jestem ja. 
- To jakas cholerna mafia?- prychnal zestresowany Polak. W koncu ma zone i dziecko, ale nie chcial zostawic swoich przyjaciol w potrzebie, od tego w koncu sie ich ma. Kto wie, moze i on bedzie niedlugo potrzebowal ich pomocy. 
- Nie wiem jak to nazwac, nigdy nie slyszalem o czyms tak skomplikowanym i niebezpiecznym. To jest cos w rodzaju sekty. Wszyscy tutaj chodza i nosza wielki sekret. W tym jestem niestety i ja, nie wiedzialem w co sie pakuje. Gdybym wiedzial, to nigdy bym sie tu nie pojawil, nie studiowalbym psychologii nigdy. 
- No dobra, przejdz do rzeczy.- ciagnal dalej zdenerwowany i wystraszony reprezentant Polski. 
- To nie jest zwykly szpital psychiatryczny. To wiezienie, z ktorego nie kazdy wychodzi w lepszym stanie. Otoz zaczyna sie tak, ze przywoza do nas ciezkie przypadki depresji, rozdwojenia jazni, przywoza do nas niedoszlych samobojcow. Ci ostatni sa najmniej zagrozeni, nie wymagaja leczenia farmakologicznego, posiedza miesiac- dwa, pogadaja z psychiatra, dostana psychologa na jakis okres czasu i do widzenia. Nie stanowia zagrozenia dla mienia szpitala. Jesli oczywiscie czegos nie wiedza. Nie wiem wszystkiego o tym miejscu, nie chcialem wiedziec, bo czulbym sie gorzej ze w gruncie rzeczy pomagam im w tym ich chorym swiecie. 
- Zaraz, zaraz...- przerwal Hummels.- Jak to nie wiesz wszystkiego?
- Normalnie, nie wypytywalem innych ktorzy dluzej tu pracuja, nie szukalem dziwnych informacji w papierach. Wiem z grubsza o co chodzi.- wzruszyl ramionami i wyciagnal nogi. Byl zmeczony po calym dniu uzerania sie z osobami chorymi psychicznie. Wymordowala go ta ostatnia akcja z dziewczyna, w koncu gdyby ja tak zostawil to by umarla. 
- Dobra mow. 
- A wiec, kiedy mamy trudniejsze przypadki to leczymy je nie tylko neurolitykami, psychotropami czy lekami uspokajajacymi i usypiajacymi. Jesli nie mozemy dac sobie z nim rady to wstrzykujemy im w zyle. 
- Hera? 
- Nie tylko. Wszystko co mozliwe, potem jest sie zaspanym i sie uspokajaja, o dziwo nie maja objawow swoich chorob. Ale to wyniszcza ich organizm, trafiaja czasem na odwyk. Czasami tez zakladamy im maski i puszczamy... ziolka.
- Nie no to jest jakis zart.- Mats zlapal sie za glowe i przeczesal palcami wlosy.- Mi tez tak robiliscie?
- Dwa moze trzy razy. Ale do rzeczy. Najlepszym przykladem co tutaj robimy jest wlasnie Natalia. Mario, ty widziales, jak zaczela kontaktowac, zamienila pare zdan, nie byla otepiala. Otoz, Schizofrenia stanowi dla dzisiejszej medycyny wciąż dużą zagadkę – poszczególne typy tego schorzenia nie mają jasno określonych przyczyn, przez co nadal nie udaje się opracować w pełni skutecznej i uniwersalnej terapii. Obecnie rozróżnia się kilka typów schizofrenii, które różnią się od siebie przede wszystkim obrazem klinicznym. Jednym z najbardziej charakterystycznych jest bez wątpienia schizofrenia paranoidalna.Schizofrenia paranoidalna zwana jest również postacią urojeniową, ponieważ w obrazie klinicznym dominują objawy zaliczane do grupy pozytywnych. Przez to również rokowania na całkowite wyleczenie pacjentów są większe, bardzo rzadko pojawiają się bowiem wrażenia negatywne, np. uczucie pustki, niechęć do życia. Cechą charakterystyczną schizofrenii paranoidalnej są liczne urojenia, np. prześladowcze. Zachowanie chorego często bywa niebezpieczne dla otaczających go ludzi, których obrzuca on absurdalnymi oskarżeniami o szpiegostwo i knowania przeciwko niemu. Pacjent próbuje również udowodnić istnienie rzekomych urządzeń autorstwa innych ludzi, których używa się do jego codziennej inwigilacji.- powiedzial, chociaz z tego nie wszyscy zrozumieli cos nowego.- Natalia twierdzila ze rodzina chce ja zabic, otruc. Szukala pretekstow by nie spedzac czasu w domu, bala sie swoich wlasnych rodzicow, oskarzala ich o to ze chca sie jej pozbyc. Nigdzie nie mogla znalezc sobie miejsca.
- To na pewno tylko jej choroba? A nie ma w tym prawdy? Sprawdzaliscie to?- zainteresowal sie Blaszczykowski, nie znajac dokladnie wyczynow dziewczyny. 
- Mamy pewnosc, ze to nie prawda. Bynajmniej po jej objawach i zachowaniach wiemy, ze mala cierpi i to bardzo. Ma omamy sluchowe i wzrokowe, wechowe i smakowe, twierdzi ze widzi czarna postac, ktora stoi nad nia. Na razie wiemy tylko tyle, nie da sie z nia normalnie przeprowadzic terapi, nie moze zlapac oddechu kiedy o tym mowi. Za dwa tygodnie bedzie miala probe terapi hipnozy z najlepszym psychiatra. Ale... wiemy ze ona stad nie wyjdzie.
- Jak to stad nie wyjdzie?
- Zbyt duzo wie. Gdy nie mozemy kogos wyleczyc to go zabijamy. Inaczej nie mozna tego nazwac. To wiezienie w ktorym umieraja pacjenci, ale nie sami. Pomagamy im w tym. 


Mamy juz trzeci rozdzial. A Niemcy w polfinale Mundialu, czego mozna bylo sie spodziewac zreszta. Jestem dumna z Brazylii, ktora pnie sie coraz wyzej az do zwyciestwa i juz wiem, ze zmierza sie z Niemcami, jesli tylko pokonaja Kolumbie. To bedzie zdecydowanie najciekawszy mecz Mundialu, tak mial wygladac final. Ale mniejsza z tym, opowiadanie jak najbardziej idzie coraz szybciej, wena mi nie przechodzi, mam nadzieje ze czytacie z przyjemnoscia to co dla was wypisuje i nie zasypiacie przed ekranami. Pozdrawiam i do zobaczenia w nastepnym rozdziale, aniolki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz